Witam Was po dłuuugiej przerwie! Niestety możliwości mojego małego, wyjazdowego asusa nie pozwoliły mi na bieżąco informować Was o moim istnieniu, ale za to teraz zasypię Was gradem przemyśleń i zdjęć. Na początek wybrałam pierwszy dzień w Amsterdamie. Miasto zaczęłam poznawać w kwietniu, kiedy to moje nogi po raz pierwszy stanęły w ukwieconym państewku. Zachłysnęłam się wtedy multikulturowością tego miasta- od wiek wieków przebywali tam Żydzi, którzy w Hiszpanii czy Portugalii byli notorycznie prześladowani. Amsterdam przez lata był miejscem ucieczki dla wielu imigrantów, więc jego
kultura to wypadkowa połowy europejskich nacji. Jest to moim zdaniem też jedno z
najbardziej tolerancyjnych religijnie miast. Różnorodność narodowa mieszkańców ma też przekład na ich wygląd. Wychodząc na ulicę nie wiemy praktycznie czego można się spodziewać.
Japonki do swetra i szalika? Długie sukienki na rower? Czy może znoszone, brudne trampki do sukienki rodem z Disney'owskich bajek?
Tu możecie spotkać każda stylizację. Może to nie Nowy York, ale Amsterdam w Europie przebija pod tym względem wszystkie stolice. Ludzie tam mają też inne podejście do życia. Są dużo bardziej życzliwi niż na przykład Paryżanie, którzy do obcych podchodzą z ogromnym dystansem.
Może to przez marihuanę? Nie wiem, ale wydaje mi się, że nie. Mimo wszystko na Ulicę Czerwonych Latarni dalej bałabym się iść sama w nocy ;) Kiedy stoi się w
sercu Amsterdamu- na Placu Dam- wszystko dookoła Was się rusza. Nie ma chwili spokoju. Trzeba uważać na hordy rowerów, biegających z aparatami Japończyków czy mężczyzn spieszących na Red Light District;) A wszystko ogląda się z dodatkiem
słodkawej mieszanki zapachów- marihuany, papierosów i... Amsterdamu ;)
Mój outfit nie jest niczym specjalnym. W tamten dzień pogoda zmieniała się (dosłownie) co 5 minut, więc rozbieraliśmy się i ubieraliśmy niemalże co chwilę. Nie mogłam też pozwolić sobie na spódnice czy sukienkę, ponieważ w planach mieliśmy wypożyczenie rowerów. Wysokie buty odpadły naturalnie, bo spędziliśmy tam cały, długi dzień;) Tak więc mam na sobie podwinięte rurki, koronkową, białą koszulę i miętową marynarkę. Pazura dodają lorsy z ćwiekami, złoty zegarek i moja nowa miłość- transparentne okulary w starym stylu. Reszta to już znajome Wam miętowe dodatki. Ah jak zwykle- do sedna przeszłam na końcu, napisałam dwa zdania, ale o odczuciach mogłabym pisać w nieskończoność. Nic nie poradzicie na moją miłość do pisania;) Z resztą tak jak ostatnio powiedziała pewna dosyć znana blogerka- ludzie bardziej zapamiętują obrazy, a nie wywody na temat dlaczego to do tego i w takim kolorze. Sprawdza się? Nie wiem, ale zawsze zostawiam Wam chociaż krótki komentarz 'dlaczego' ;)
Zdjęcia są robione głównie z mojego telefonu, ponieważ... zapomnieliśmy z domu aparatu;) W gorączce przygotowań do wyjazdu niestety nie został nawet wzięty pod uwagę. Także całą Holandię zwiedzicie ze mną przy fotkach o nieporównywalnej jakości, ale cóż przecież najważniejsze są odczucia! :)
 |
:3 |
 |
<3 |
over!
a na następne zdjęcia zapraszam już pewnie wieczorem! kis!