Niestety, jak przewidywałam, pogoda załamała się z dnia na dzień. Na ulicach pojawiły się same czarne zmory, dla których jedyną awangardą jest szara czapka bądź granatowy szalik. Nawet fioletowy (w którym często chodziły czarno- szaro- granatowe widma) pojawia się teraz sporadycznie. Ludzie! Trochę życia! Jak można być cały czas tak melancholijnym? Już od dawna nie idę tym śladem i zazwyczaj w zimę wnoszę trochę więcej radości do stroju. Dzisiaj cukierkowy zestaw multikolor- niebieskie nogi plus różowe dodatki. W końcu pokazałam moje śmieszne, landrynkowe buty. Pomijając ich piękno wizualne, są okropnie niewygodne i niezmiernie ciężko się w nich chodzi. Zaczęło się w ogóle od rajtuzek, których kolor jest po prostu odjazdowy. Doszła sukienka, która kupiłam w Peec & Cloppenbugru (tak, tak ja też byłam zdziwiona, że coś tam znajdę), w sobotę. Całość zwieńczyłam plecionym, szarym paskiem, który zawiązałam na prowizoryczny supeł z przodu. Zestaw bez zbędnej biżuterii, bo kolory i tak dają tu bardzo dużo.
Na zakończenie... WIĘCEJ RADOŚCI W WASZYM UBIORZE! Bo jak tak dalej pójdzie, wszyscy będziemy ofiarami masowych linii odzieżowych (czyt. monotoniczna czerń lub szarość).
sukienka- P&C
rajtki- ??
buty- New Yorker
narzutka- Sława (nie wiem gdzie)
pasek- Stradivarius
naszyjnik- Six
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz